Bazując na aktualnej wiedzy medycznej, Światowa Organizacja Zdrowia zaleca wyłączne karmienie piersią niemowląt w pierwszych 6 miesiącach ich życia oraz kontynuację karmienia piersią do ukończenia przez nie 2. roku życia lub dłużej. W Polsce każdego roku rodzi się prawie 400 tyś. dzieci. W pierwszych dniach życia aż 98% z nich jest karmionych mlekiem matki (w sposób wyłączny lub mieszany). Polska znajduje się w pierwszej dziesiątce krajów z wysokim odsetkiem rozpoczynania karmienia piersią. Niestety, w 6. tygodniu życia zostaje już tylko połowa. I nie chodzi tu o wyłączne karmienie piersią, ale o JAKĄKOLWIEK ilość mleka kobiecego, które dostaje niemowlę. Jak się domyślacie, dzieci karmionych wyłącznie mlekiem matki jest jeszcze mniej. Jak pokazują badania regionalne, w 6. miesiącu życia wyłączne karmienie piersią jest udziałem tylko 3,7% niemowląt (!). Średnia długość karmienia piersią w Polsce wynosi 4,8 miesiąca. Na tle świata wypadamy dość smutno. To już nie czołówka, lecz ogon.
Dlaczego o tym piszę?
Karmienie piersią jest naturalne dla gatunku ludzkiego. Jest optymalnym sposobem żywienia niemowląt, o którego zaletach można by pisać bardzo długo. Niestety, nie jest ono normalne w cywilizacji Zachodu. Nie jest, bo normy, o jakich tu mowa, ustanawia kultura, a nasza kultura ma totalnie gdzieś to, co naturalne. Nasza kultura chce być mądrzejsza – latać na księżyc, żreć fast foody, wszczepiać implanty do nie dość jędrnej skóry i bimbać sobie z potrzeb nowo narodzonych. Pewnie niejeden by się ucieszył, gdyby dzieci wykluwały się z jaj, karmione były dożylnie i nie zawracały tyłka korzystającym z życia dorosłym, którzy są zbyt fajni i w dechę, żeby znosić płacz, marudzenie, zapach pieluch czy (o, losie!) widok niemowlęcia, które je (!) z matczynej piersi (aaaaaa!). Dzieciofobia ma się dobrze. O bezdzietnych osiedlach, bezdzietnych wakacjach czy rejsach lotniczych pisali Gerald Hüther i Uli Hauser w książce „Wszystkie dzieci są zdolne. Jak marnujemy wrodzone talenty?” (zajrzyjcie TUTAJ). To żadne science fiction. To naprawdę się dzieje.
Uwaga! Na tym zdjęciu widać kawałek PIERSI!
Karmienie piersią nie jest normalne. Już nie. Jest traktowane jak dziwactwo, z którym każą nam się zamykać w domach, ewentualnie w obszczanych toaletach. Wiele już o tym napisano. Dyskutowane ostatnio zdarzenia z trójmiejskiej knajpy wywołały burzę w internetach i bardzo dobrze, że ta burza się zerwała. Niestety, z burzy robi się prawdziwe starcie tytanów. W wielu miejscach w sieci wybuchają ostre dyskusje pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami publicznego karmienia piersią. Czytając niektóre komentarze można udusić się własnym śmiechem. Bo jak zareagować na wypowiedź faceta, który twierdzi, że niemowlę można nakarmić na zapas w domu i dzięki temu nie narażać ludzi na „obsceniczny” (aaaa!) widok niemowlęcia karmionego w miejscu publicznym? Jak dyskutować z osobą, która nie ma zielonego pojęcia o potrzebach żywieniowych (i nie tylko) niemowląt? Jak zareagować na tekst 20-latki, dla której jest oczywiste, że dziecko można nakarmić na mieście butelką? Jak rozmawiać z ludźmi, którzy wprawdzie dorośli, ale z dojrzałością widzieli się jedynie na kartkach słownika języka polskiego? W jaki sposób prowadzić dyskusję, jeśli społeczeństwo nie ma bazowej wiedzy na temat laktacji i żywienia niemowląt, a piersi są dla niego kolejnym organem płciowym, przeznaczonym tylko do jednego celu? Ba! Ludzie nie mają wiedzy i prawdopodobnie wcale nie chcą jej mieć. Łatwiej jest oskarżyć matkę o zachowanie obsceniczne oraz niemoralne niż puknąć się czołem w ścianę.
Źródło: www.hafija.pl
Dlaczego karmienie piersią nie jest już normalne? Dlaczego ludzie reagują agresją na widok matki karmiącej piersią? Niestety, w pewnym momencie historii Homo sapiens – wiecie, tego mocno „cywylyzowanego” – schowano karmienie piersią pod strzechy (1) oraz zastąpiono pierś butelką (2). Karmienie piersią znikło z przestrzeni publicznej. Dla ludzi widok karmiącej matki przestał być codziennością i po pewnym czasie przestał być normalny. Normą stały się kobiety w domach lub karmiące butelką (w zasadzie to jedno i drugie…), a piersi zostały zarezerwowane dla męskich czasopism i sypialni (oczywiście bezdzietnych).
Wiecie, co jest dla mnie najsmutniejsze? Reakcje kobiet – starszych i młodszych – oraz dziewcząt, które bywają najzajadlejszymi przeciwniczkami karmienia dzieci piersią poza domem (lub toaletą).
Coś Wam zacytuję… Będzie ze świata zoologii, ale wciąż mowa o ssakach, tyle że niższych – zdecydowanie mniej „cywylyzowanych”. To na nich robi się najwięcej badań. Mam nadzieję, że co wrażliwsi wybaczą tę zwierzęcą analogię:
[…] Szczurze dziewice – u których nie nastąpiła żadna ze zmian hormonalnych związanych z porodem – umieszczone przy gnieździe z młodymi nie przejawiają żadnego z tych zachowań macierzyńskich. Przeciwnie, boją się one młodych i aktywnie ich unikają. A zatem następujące wraz z porodem zmiany hormonalne wywołują u szczurzych matek stan emocjonalny, który „wyłącza” strach przed młodymi i „włącza” pociąg do zajmowania się nimi. (Oatley i Jenkins, 2003, s. 224)
Po tym początkowym okresie poporodowym stężenie hormonów spada. Co się dzieje dalej?
Szczurza matka „uczy się swoich młodych”, one same stają się dla niej nagradzające. Demonstrują to dwa eksperymenty opisane przez Fleming i Cortera. W pierwszym z nich młode w okresie karmienia zetknięto ze szczurzymi dziewicami, którym nie podano żadnych hormonów. Choć dziewice z początku unikały młodych, po jednym lub dwóch dniach zaczęły chętnie z nimi przebywać, a po 5-10 dniach, przejawiać wobec nich zachowania macierzyńskie. Wydaje się więc, że normalny proces polega na zainicjowaniu zachowania macierzyńskiego przez hormony, a następnie podtrzymaniu tego zachowania pod wpływem doświadczenia. (Oatley i Jenkins, 2003, s. 224-225)
Voila! Uczenie się… Doświadczenie… Słowa klucze. Czego uczy nas kultura zachodnia? Że piersi są od wyuzdanych staników na billboardach a karmienie piersią jest obrzydliwe i odbywa się w domu, za zamkniętymi drzwiami. Jak przychodzą goście, matka karmiąca udaje się do pokoju obok (lub toalety – wiadomo).
Matki karmiące nie wzbudzają żadnych emocji w społeczeństwach, w których karmienie piersią wciąż jest normalne. U nas ono normalne nie jest. Chcielibyśmy, żeby było inaczej, ale koń, jaki jest, każdy widzi… I to wcale nie chodzi o to, żeby organizować więcej zajęć z laktacji w szkołach rodzenia (choć to też byłoby dobre, ale z innych względów). Nie chodzi o to, żeby szerzyć wiedzę o karmieniu piersią w zamkniętych środowiskach rodziców obecnych bądź przyszłych, ponieważ, jeśli ograniczymy się do tego, nic się nie zmieni w przestrzeni publicznej. Tu jest potrzebna praca u podstaw. Być może w szkołach nie dość jasno mówi się o tym, że ludzie to SSAKI (!), a ssaki to takie zwierzęta, które (o, losie!) ssą matczyną pierś w celu pobrania pokarmu oraz dla innych korzyści. Mało tego – one potrzebują to robić nie wtedy, kiedy urwani z choinki widzowie na to zezwolą, ale wtedy, kiedy poczują, że to jest ten czas. Tak mają. Po prostu. Być może matki wciąż za bardzo kryją się z karmieniem w domach, przez co widok karmionego piersią niemowlęcia wciąż należy do rzadkości. Ja się im zresztą wcale nie dziwię, bo nie ma nic fajnego w byciu ofiarą agresji czy pogardy ze strony przechodniów. Macierzyństwo samo w sobie pełne jest sytuacji stresowych i rozumiem, że nie każda mama chce się narażać na dodatkowe okazje. Niestety, to właśnie edukacja i upowszechnienie zjawiska są drogą do normalności.
Trudno liczyć na to, że ogół ludzkości nagle dojdzie do wniosku, że karmienie piersią w miejscach publicznych jest ok i przestaną mieć miejsce akty dyskryminacji matek i dzieci, jednak mam nadzieję, że przyjdzie z powrotem czas, kiedy będzie można być matką i dzieckiem również poza domem (i toaletą).
Literatura cytowana:
Karmienie piersią w Polsce. Raport 2015. Strona internetowa: http://femaltiker.pl/wp-content/uploads/2015/05/Raport_Karmienie_Piersia_w_Polsce_20151.pdf
Oatley, K. i Jenkins, J. M. (2003). Zrozumieć emocje. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.