Chciałabyś/chciałbyś nosić swoje dziecko w chuście, ale zastanawiasz się, czy doradca noszenia jest Ci niezbędny do nauki? A może wystarczy nauczyć się na własną rękę?
W obecnych czasach nauka rozwija się tak szybko i mamy tak nieograniczone możliwości zdobywania wiedzy, że nie jesteśmy w stanie przetworzyć nawet milionowej części tego, co pojawia się w naszym zasięgu. Jeśli dodatkowo jesteśmy rodzicami małych dzieci, pewnie jest jeszcze trudniej 😉
My, dzisiejsi rodzice, mamy trudny orzech do zgryzienia. Świat stawia nam ogromne wymagania. Ba! My sami je sobie stawiamy. Trudno być obecnie wystarczająco dobrym rodzicem, bo poprzeczka wisi wysoko. Powinniśmy wiedzieć, jak od najmłodszych lat wspierać rozwój dziecka, czym karmić, by zapewnić odpowiednią liczbę synaps w mózgu, które pieluchy są zdrowe, a które niezdrowe, których kosmetyków wolno używać, a których nie, bo mogą grozić utratą zdrowia, a przynajmniej zatkanymi porami, co jest zdrowsze: woda mineralna czy kranówa, co to są testy ADAC fotelików i czy wynik 4 jest OK, jak stosowanie nagród wpływa na motywację dzieci oraz jak ugotować ogórkową według kuchni pięciu przemian. Kurczę! Do dziś nie wiem, jak ją ugotować! Ale wiesz co? Nie dam rady dowiedzieć się, a potem zastosować wszystkiego, co bym chciała.
Muszę wybrać, na czym skupię swoją uwagę. I nie ma sensu mieć w związku z tym wyrzutów sumienia. Fantastycznie pisał o tym kiedyś psycholog Jarek Żyliński (TUTAJ). Pamiętam pewien wykład sprzed kilku lat, na którym pewien profesor nauk medycznych powiedział, że każdego dnia w bazie Medline (naukowa baza medyczna) pojawia się tyle nowych artykułów, że on nie jest w stanie przejrzeć wszystkich tych, które dotyczą jego wąskiej specjalizacji. Daje do myślenia, prawda?
Tak funkcjonuje dzisiejszy świat. Możemy się tym frustrować albo przyjąć to za obecną normę. Uodpornić, niekoniecznie biorąc udział w wyścigu, lecz idąc własnym tempem.
Nie jest to jednak powód, by kwestionować ważność zagadnień, których nie mamy możliwości lub chęci zgłębić tudzież wdrożyć do swojego życia. Czy to, że nie znajduję w swoim życiu przestrzeni na to, by regularnie uprawiać sport, sprawia, że jego brak staje się w moim życiu nieważny? Czy to, że mama rezygnuje z karmienia piersią sprawia, że można dewaluować ten sposób karmienia? Czy to, że nie decyduję się na to, by jeździć co sobotę na bazar po ekologiczne produkty spożywcze, sprawia, że te sklepowe w cudowny sposób robią się superwartościowe? A może jednak spojrzeć na to inaczej?:
Czy muszę zawsze dokonywać wyborów idealnych?
Nie muszę. Ba! Nie jestem w stanie.
W dobie powszechnego doradztwa Dr Google można by zadać pytanie: Po co komu doradca noszenia? Przecież producent nosidła napisał, że można w nim nosić od urodzenia. Nosidło ma atesty oraz Certyfikat Srego i Owego, więc czego się tu czepiać? Są nogi „na żabę”? Są. To nic, że szpagat się zrobił, a kręgosłup dziecka jest prosty jak struna. Żaba rulez. A może nie ma żaby? Widocznie nie musi być, bo to nosidło jest tak fenomenalnie skonstruowane, że można w nim powiesić niemowlę na kroczu i będzie git. A może tu w ogóle nie o nosidło chodzi, lecz o chustę, tkaną na dodatek, czyli niby niezłą? Można w niej umieścić dziecko na wiele różnych sposobów. Im więcej wiązań wypróbowanych, tym większy podziw noszących znajomych. W tym wszystkim można zgubić podstawową zasadę noszenia, a mianowicie tę:
Chusta powinna zabezpieczać dziecko na czas noszenia w bezpiecznej dla niego pozycji.
BEZPIECZNEJ, a nie jakiejkolwiek, byle dziecko nie wypadło. BEZPIECZNEJ, czyli neutralnej lub wręcz korzystnej dla niego. O samej pozycji dziecka napiszę innym razem. Teraz jednak chcę podkreślić to, że nie jest obojętne, W CZYM nosimy oraz JAK, ponieważ sposób noszenia przez nas dziecka, podobnie jak to, w jaki sposób wykonujemy na nim wszystkie zabiegi pielęgnacyjne, w jaki sposób podnosimy dziecko, jak zmieniamy mu pieluchy, kąpiemy, ubieramy, jakie formy aktywności ruchowej mu zapewniamy, ma znaczenie dla jego rozwoju psychoruchowego.
Kiedy urodziłam pierwszego syna i zapragnęłam nosić go w chuście, nie miałam pojęcia o tym, że istnieje zawód doradcy noszenia. Na stronie „O mnie” mogliście przeczytać, że uczyłam się wiązać na podstawie instrukcji znalezionych w internecie. Daleko tym wiązaniom było do doskonałości, zaś moja niepewność sięgała zenitu. Nie miałam żadnej wiedzy na temat tego, na czym polega prawidłowe noszenie w chuście, jak dobrać optymalne wiązanie, jak dobrze dociągnąć chustę, na co zwrócić uwagę, jak ocenić, czy wiązanie jest poprawne. Poleganie na zdjęciach i filmach z internetu nie było najszczęśliwsze, ale nie widziałam wówczas możliwości zajęcia się tematem noszenia głębiej. To był właśnie mój nieidealny wybór.
Do spotkania z profesjonalną doradczynią noszenia dojrzałam przed narodzinami drugiego syna. Bardzo chciałam nosić go od razu na plecach, by mieć wolną przestrzeń dla starszego syna, który bardzo mnie potrzebował. Ponadto na tym etapie czułam już ogromną potrzebę skonfrontowania swoich wyobrażeń o prawidłowym noszeniu z kimś, kto się na tym zna, kto uczył się od specjalistów, w tym fizjoterapeutów, a pośrednio również od przedstawicieli wielu innych profesji medycznych, ponieważ Szkoła Noszenia ClauWi® , którą ukończyła moja doradczyni, a potem ja sama, czerpie bardzo mocno z wiedzy i doświadczeń rzeszy specjalistów, którym temat chustonoszenia dzieci jest bliski.
To niesamowite, jak wiele to 2,5-godzinne spotkanie rozjaśniło mi w głowie. Nie chodziło tylko o praktyczną naukę interesującego mnie wiązania. Miałam okazję zadać doradczyni pytania, które męczyły mnie od dawna. Dzięki ciekawym doświadczeniom mogłam przekonać się na własnym ciele, jak ustawienie moich nóg w stawach biodrowych wpływa na pozycję mojego kręgosłupa oraz odnieść swoje obserwacje do pozycji dziecka w chuście. Dopiero wtedy pojęłam, o co tak naprawdę chodzi z tym zgięciem i odwiedzeniem nóżek dziecka w chuście i dlaczego ważne jest, by zabezpieczać je w optymalnej pozycji. Byłam potem jeszcze przez kilka tygodni w kontakcie z doradczynią, która pomagała mi rozwiewać bieżące wątpliwości. Nabrałam pewności siebie w roli „matki noszącej” 😉 Szkoda, że nie odbyłam takiej lekcji wcześniej, ale na wszystko przychodzi w życiu odpowiedni czas.
Follow my blog with Bloglovin